w przypadku naszego pobytu na Helu. O nudzie nie było mowy. Z góry założyliśmy, że kąpiel w morzu, przepłynięcie się statkiem oraz podjadanie morskich ryb w takim miejscu jest niemal obowiązkowa :)
Oprócz typowego leżenia plackiem na plaży (co nie leży jednak w naszej naturze :):)) można było z powodzeniem realizować inne plany/pomysły.
Wiedząc wcześniej, że teren na który się wybieramy posiada ścieżki rowerowe nie licząc na wypożyczalnie zabraliśmy własne jednoślady. Jak się okazało bardzo się przydały.
Najdłuższą wycieczkę jaką sobie zafundowaliśmy była trasa z Helu do Władysławowa przez Juratę, Jastarnię i Chałupy. Jazda rowerem wzdłuż wybrzeża w pogodny dzień to prawdziwa przyjemność. Trasa w obydwie strony to 74 km. Biorąc pod uwagę, ze kilka razy zatrzymywaliśmy się po drodze to taka odległość nie była dla nas specjalnie odczuwalna.
Innym razem zaplanowaliśmy sobie wypad do Gdańska. I tak po porannej pobudce i śniadaniu udaliśmy się na stację kolejową. Z jedną małą przesiadką w Gdyni szczęśliwie dotarliśmy do Gdańska. Oprócz zaplanowanego szwendania się po urokliwych uliczkach z kramami na których można było nabyć biżuterię rzecz jasna z bursztynem.
-ten turkusowy komplecik już kiedyś pokazywałam (chyba wpis wakacyjny 2013)
Odwiedziliśmy jeszcze:
- Dwór Artusa.
- no, ale... z tym pięknym kaflowym piecem to musiałam mieć fotkę
- Ratusz Gdański
Powrót zaplanowaliśmy statkiem
- płynąc można było pooglądać port gdański i oczywiście Westerplatte.
Po dwóch godzinach podróży statkiem dobiliśmy do brzegów Helu.
Na samym Helu zbyt wielu atrakcji nie ma, no może poza fokarium, które musieliśmy zobaczyć,
- młodsza córa niemal się zakochała w tych foczkach.
Innym razem wspięliśmy się na latarnię morską
- na zdjęciu samo "serce" latarni (optyka)
Oczywiście pobyt nad morzem nie byłby zaliczony bez:
-kąpieli
-długich kilkukilometrowych i wielogodzinnych spacerów wzdłuż brzegu.
Tak się rozpłynęłam we wspomnieniach, że całkiem bym zapomniała o dziewiarskiej stronie wpisu.
Najpierw sukienka, która powstała ze zbyt dużej spódnicy (część górną dorobiłam na szydełku i dopasowałam do istniejącej już spódnicy).
Druga rzecz to kremowa bluzeczka (w wiatraczki), która nie załapała się do poprzednich wpisów nadmorskich. Bo ani ona w stylu marynarskim, ani turkusowym. :):) A przecież specjalnie na te wakacje ją wydziergałam. Wykonana z podwójnej nitki: Sonatka + kordonek bawełniany.
Część górną i rękawy wydziergałam prostym ażurowym wzorem dziurek na drutach nr 4; zaś dolną część stanowią połączone ze sobą szydełkowe elementy (wiatraczki).
Zdjęcia z różową spódnicą robione są nad morzem, pozostałe już po przyjeździe do domu.
- ta ryba zrobiona jest z butelek po wodzie mineralnej. A wszystko podtrzymuje metalowa konstrukcja.
I jeszcze jedna rzecz. To torebka (widoczna również na 2 powyższych zdjęciach), którą zaczęłam dziergać na ostatnim spotkaniu dziewiarek w Rzeszowie. Właśnie ją skończyłam i została uwieczniona na fotkach. Wykonana jako element kompletu do kapelusza z poprzedniego wpisu. Będzie na następne wakacje jak znalazł.
- no właśnie do tego kapelusza
Uff.....mimo streszczenia chyba trochę za dużo jak na jeden wpis; Gratuluje dla każdego, kto dotarł do końca :):) -mam nadzieję, że nie zanudziłam.
Wszystkich zaglądających do mnie pozdrawiam serdecznie