Wreszcie dopadłam komputera na trochę dłużej niż 20 min. Prywatnie sporo się dzieje, stąd moje zaniedbania blogowe: śladowe ilości komentarzy u innych, zaniedbania związane z niedawną zabawą dotyczącą kreatywnych (próbowałam się zmobilizować, ale kompletnie nie mam do tego serca/nastroju), zaniedbania w odpisywaniu i w końcu ostatniego posta wstawiłam ponad dwa miesiące temu.
Nie ukrywam, że nawet przeszło mi przez myśl, czy nie zawiesić na dłużej działalności blogowej zwłaszcza, że na dzierganie też czasu mam jakoś mniej. Toteż od czasu ostatniego wpisu nie wiele podziałałam w tej materii. Tylko jeden sweterek i kilka drobniejszych udziergów (o tych drobniejszych w następnym poście napiszę).
A dziś sweterek który ostatnio popełniłam, oraz komplecik (spódnica, sweterek, szalik, kapelutek) wydziergany jakieś 3-4 lata temu.
Najpierw ostatni sweterek
Wykonany został z wyjątkowo milutkiego akrylu HiMALAYA (POLECAM - zwłaszcza tym wydelikaconym ciałom; nic a nic nie podgryza) techniką całkowicie bezszwową od dołu do góry z wyraźnie dłuższym tyłem i wydłużonymi rękawami na zewnętrzną część dłoni. Wykorzystałam do tego dwa różne melanże (pozostało mi 3 motki jednego z nich, drugi został wyrobiony w całości). Aplikacje listków wydziergałam z różnych bawełnianych kordonków. Listki dziergałam całkowicie z głowy, spontanicznie, bez żadnego gotowego wzoru.
Małą pomoc stanowiły tylko prawdziwe listki zasuszone w książkach dawno temu przez moje dzieci.
Wydziergałam je wzorem siateczkowym na szydełku; chciałam aby się delikatnie odznaczały na melanżowym tle. Do kompletu miała powstać torebka z bardziej odznaczającymi się listkami (wydziergam w innym terminie czyt. następna jesień).
Sweterek stanowi kolejny element jesienny do wcześniej wykonanego długiego płaszcza i rudawej spódnicy, którymi już się kiedyś zdążyłam pochwalić.
A tak się prezentuje komplet czteroczęściowy o którym wcześniej wspominałam.
Szalik miał być dłuższy, ale zabrakło włóczki i na razie funkcjonuje w takiej postaci. Ponieważ tej melanżowej włóczki jakoś nie mogę spotkać to podejrzewam, że z czasem go przerobię z dodatkiem innej. Z pozostałych części kompletu jestem zadowolona jest bardzo wygodny i dobrze się nosi mimo, że to tylko zwykły akryl (części czarne kompletu są z dodatkiem nici bawełnianej).
Na wakacjach córka dostała od koleżanki takiego małego zabawnego rudzielca, który jak znalazł pasuje do mojego jesiennego wpisu. Kotek już nieco wyrósł, ale figle nadal się go trzymają. Wabi się Rudolf, wołamy na niego Rudi. Na razie na Rudolfa jest za mało poważny.
A tu głupawka fotografa.
Gorąco pozdrawiam i życzę udanego odpoczynku w andrzejkowy wieczór