Długo jednak nie wytrzymałam, bo od trzech dni znowu zaczęłam coś dzióbać. Ale o tym w następnym poście.
Dzisiaj chciałam pokazać rzeczy wydziergane jakiś czas temu.
Zacznę od sweterka w jasnostalowym kolorze.
Wzór zaczerpnęłam z 'Sandry extra' nr 5. 2008. Sweterek w oryginale wykonany jest ze 100% wełny merynosowej. Ponieważ takowej wełenki w swoich zapasach nie posiadałam, a ten model swetra tak mi się spodobał, że musiałam natychmiast go mieć. Po przekopaniu swoich koszy z włóczką znalazłam popielaty akryl z dodatkiem srebrnej nitki, i od razu zasiadłam do dziergania. Najbardziej pracochłonne okazało się łączenie różnorodnych elementów tak aby całość odpowiadała wcześniej przygotowanemu szablonowi.
I wyszedł taki oto sweterek. Oczywiście można go zestawiać niemal z każdym kolorem, nie koniecznie czarnym.
A ja w nim zaryzykowałam dziś wyjście na zewnątrz (-7 stopni C.) - może to nie było zbyt mądre, ale zdjęcia w pomieszczeniu wychodziły dużo gorzej.
Za to w drugim sweterku na zewnątrz było dużo cieplej.
Ten gruby golf (chyba najgrubszy jaki mam) wykonałam z wełenki z dodatkiem akrylu. Sweterek w ogóle nie gryzie, a do tego bardzo przyjemnie grzeje szyję i lędźwie. Jest idealny na większe chłody, które w tym roku chyba dopiero przed nami.
Jednym z nich jest kapelusz dopasowany kolorystycznie do mojego ulubionego płaszczyka. Dzięki temu mam swobodę w dobieraniu pozostałych części garderoby.
Drugą rzeczą jest 'coś' (bliżej niesprecyzowane) pod szyję przypominające trochę szalik. Powstał z resztek włóczki, z których wcześniej wydziergałam spódnicę (już się nią chwaliłam 9 października we wpisie 'Jesienne klimaty'). Noszę go albo w formie dekoracyjnej, albo się nim zawijam szczelnie pod szyję wedle potrzeb.