poniedziałek, 6 lipca 2015

Letnie sweterki nad Wisłoką

Ależ się blogowo zaniedbałam. Sama nie wiem czy to brak czasu, zdrowia czy jakieś znużenie mnie dopadło. Pewnie wszystkiego po trochu.
Ufff ale upał. Ponieważ do najbliższej wody (w moim przypadku rzeki) mam dosłownie "rzut beretem" jakieś 200 m, toteż postanowiłam wraz z rodzinką wybrać się tam w niedzielne popołudnie.
Ochoczo wskoczyłam w kostium kąpielowy, na który zarzuciłam cieniutką kieckę, spakowałam ręcznik i parę innych drobiazgów, podobnie jak reszta rodzinki i wyruszyliśmy spacerkiem nad Wisłokę.
Po pokonaniu gęstych zarośli dotarliśmy do brzegu, a następnie do niewielkiej zupełnie pustej piaszczystokamienistej  plaży. Czysta niezmącona woda zachęcała do kąpieli.- rzecz jasna skorzystaliśmy.
Jednak zanim zaczęliśmy się na dobre "pluskać", starsza córka zrobiła parę zdjęć sweterkom, które zabrałam ze sobą ponieważ pasowały mi tematycznie.
Dwa niemal identyczne bawełniane sweterki z okrętami/łódkami wydziergane zostały dawno temu specjalnie na spływy kajakowe i wtedy świetnie się sprawdzały. Nieco zapomniane wpadły mi w ręce przypadkowo, przy wiosennym 'wietrzeniu strychu".
I kilkunastoletni (jeden z ulubionych), często latem przeze mnie noszony sweterek z rybami, który służy mi po dziś dzień. Jakoś tak pasuje do połowy mojej letniej garderoby.









I jeszcze kilka fotek










Dzisiaj pokazałam starsze sweterki, co oczywiście nie oznacza, że się całkiem dziewiarsko zaniedbuję
Dowód poniżej. Do końca lipca, przynajmniej mam taką nadzieję, skończę ten komplet.



Gorąco Wszystkich pozdrawiam



piątek, 5 czerwca 2015

Zabawa w pytania i dwie czapki

Ostatnio Renya zaprosiła mnie do pewnej zabawy. Zadane przez nią pytania są o tyle przyjemne, że dotyczą dzieciństwa, które wyjątkowo dobrze wspominam.

A oto pytania Reni i moje odpowiedzi:


1) Jeśli mogłabyś cofnąć się w czasie, to do jakiego dziecięcego wspomnienia cofnęłabyś się najchętniej.
Miłych wspomnień z tamtych czasów mam wiele, są i takie, które wtedy robiły na mnie ogromne wrażenie i do nich pewnie bym się najchętniej wróciła. To pierwsza w życiu jazda konna (miałam jakieś 5 lat) oczywiście w asyście dziadka. To pierwsza krótka (Rzeszów-Warszawa) podróż samolotem z tatą (w wieku 6 lat). To "budowle (bazy)" jakie wznosiłam z koleżeństwem na drzewach;- wtedy wydawały się niesamowite i bardzo atrakcyjne. To wypady na strzelnice w poszukiwaniu pozostałości po nabojach, czemu towarzyszyły niesamowite, zmyślone zresztą, opowieści chłopaków. To najrozmaitsze zabawy ruchowe na świeżym powietrzu aż do zmroku, rozbijanie namiotu pomiędzy blokami w środku osiedla i pierwsze nocowanie poza budynkiem. itd, itd...
Mam taki gąszcz wspomnień, że nie umiem wybrać tego jedynego zdarzenia "naj".


2) Ulubiona zabawka. Napisz o niej 
Pierwszy Miś (taki jasnobrązowy z czarnymi oczkami i nosem), który był moją ulubioną przytulanką i zabawką by po kilku latach "służby" w stanie agonalnym (mocno wytarty i podarty) skończyć na śmietniku. Nie pytajcie nawet co on przeszedł. Pamiętam, że mimo wszystko czułam jakąś dziwną więź z tym miśkiem i nie bardzo chciałam się z nim rozstać:):).


3) Lubiłaś szkołę? Jaki był Twój ulubiony przedmiot, a którego nie znosiłaś.
Czy lubiłam szkołę. Hmm.... I tak i nie; -z tym bywało różnie. Najprzyjemniej wspominam szkolne kółka zainteresowań (sportowe, matematyczne, plastyczne) oraz zajęcia pozaszkolne (taniec, akrobatyka itp), tzw.czyny społeczne, ba przepadały wtedy lekcje.
A najgorzej lekcje z mniej lubianymi nauczycielami i dni wywiadówek:):)
Do ulubionych przedmiotów należały: WF, matematyka, plastyka, geografia, chemia. Do tych mniej lubianych język polski - wydawał się nudny, chociaż może to kwestia nauczyciela była. Historia zaczęła mnie interesować dopiero w liceum. Był czas kiedy nie cierpiałam przyrody  (to też "zasługa" nauczyciela)


4) Jakie były Twoje ulubione gry i zabawy (klasy, guma, skakanka), a może coś innego.
Na pierwszym miejscu oczywiście guma, oraz "akrobacje" na osiedlowym trzepaku (w których to "dziedzinach" byłam najlepsza). Skakanka była trochę później najczęściej w formie treningu (rozgrzewki) w Szkolnym Kole Sportowym.
W podstawówce często zwłaszcza przy niesprzyjającej pogodzie grywałyśmy z koleżankami w gry planszowe (np. Chińczyk) lub karty.


5) Jaka była Twoja ulubiona potrawa w dzieciństwie, a co wywoływało mdłości.
Moje ulubione potrawy z dzieciństwa to te mączne wykonywane przez moją mamę, a najbardziej to chyba pierożki i makaron z twarożkiem, uwielbiałam też ciasta z galaretką i owocami domowej roboty i oczywiście lody. Zupy lubiłam tak średnio, pamiętam, że za rosołem i sznyclami nie przepadałam. A mdłości to u mnie wywoływała już sama myśl o zupie owocowej albo plackach ziemniaczanych w wersji słodkiej, że o zjedzeniu czegoś takiego nie wspomnę.


6) Jaka była Twoja ulubiona dobranocka.
Wczesne dzieciństwo to "gąska Balbina" potem "miś Uszatek", "Rumcajs". Ale najbardziej to chyba lubiłam Bolka i Lolka. Bo na " Pszczółkę Maję " zaczynałam być już trochę za dużą dziewczynką :):):)


7) Wolałaś wakacje z rodzicami, czy raczej kolonie lub obozy.
   Zdecydowanie to drugie. Chociaż jako przedszkolak pamiętam bardzo udane wyjazdy z rodzicami i młodszym bratem nad morze. Będąc uczennicą (początek podstawówki) jeździłam co roku na kolonie, gdzie jednak obowiązywał określony "plan dnia", któremu nie zawsze chciałam się podporządkować. W znaczeniu ,nie lubiłam raniutko wstawać na te nudne kolonijne apele. Poza tym było bardzo fajnie.
Od siódmej klasy, aż do matury jeździłam prawie tylko na obozy i oazy. I chyba ten okres wspominam
najlepiej. Dużo czasu dla siebie i ta niczym nieskrępowana wolność (oczywiście w granicach rozsądku).

 Z dziewiarskich poczynań niewiele dziś pokażę, konkretnie to dwie czapeczki w związku z zabawą "12 czapek w jeden rok". Wydziergane z mieszanek wełny z akrylem.
Jedna niech będzie majowa, a druga czerwcowa.









I jeszcze moje ulubione zwierzątka - koty. Kocica Tuśka ma małe (dwumiesięczne) kocięta.
Na tych zdjęciach wyglądają całkiem niewinnie. Oto one:






Serdecznie pozdrawiam i życzę miłego weekendu

wtorek, 28 kwietnia 2015

Ptaszki, kwiatki...- czyli wiosna

No i wreszcie mamy piękną wiosnę. Ptaszęta śpiewają, kwiaty kwitną jak szalone i takie tam.....
A Ja i mój Ślubny świętujemy właśnie 25-tą (srebrną) rocznicę ślubu. Oj będzie się działo, ale to dopiero w sobotę.
Ostatnie dni rozpieszczały piękną słoneczną pogodą, co z kolei zachęcało do wyjścia na zewnątrz i zorganizowania małej sesji zdjęciowej.
I sfociłam sweterek z ptakiem, którego rękawy dziergałam na poprzednim (marcowym) spotkaniu dziewiarek w Rzeszowie, plecy w domu, a przód jakiś czas temu. Do sweterka powstała również jakiś czas temu bardzo długa kamizelka z tym samym motywem ptaka. ( kamizelka już kiedyś pojawiła się na tym blogu).
Niedawno wydziergałam również czapkę krasnalkę pasującą do powyższego kompletu. Bardzo ją lubię, gdyż można pod nią zmieścić każdą fryzurę. Oczywiście czapeczka to moja propozycja kwietniowa  w zabawie "12 czapek w jeden rok".















Ten sweterek w przyjemnym blado żółtym kolorze powstał z potrzeby posiadania krótkiego sweterka z rozsuwanym golfem. Przyjemnie grzeje i jest dopasowany tak jak chciałam.












Ostatni sweterek to dość "leciwa dzianinka" w żywych wiosennych kolorach. Od pewnego czasu używam go głównie do robót domowych i działkowych;- jest bardzo wygodny; -sporo przeszedł, ale jak widać jeszcze się jakoś trzyma :):):)







Wszystkich  zaglądających do mnie gorąco pozdrawiam