czwartek, 25 września 2014

I koniec lata

Od dwóch tygodni zabieram się do napisania tego posta. Ale problemy zdrowotne najmłodszego mojego dziecięcia jakoś mnie nie nastrajały specjalnie do pisania.
Nie wiem jak wam, ale mnie to lato wyjątkowo szybko przeleciało.
Jesień też bardzo lubię;- oczywiście ze słoneczkiem, czyli w wersji "złotej polskiej jesieni".
Kolorowe drzewa, szeleszczące liście pod nogami, słoneczniki, zbieranie orzechów, jabłek i pozyskiwanie warzyw z działki (czyt. wykopywanie marchewki, pietruszki, buraków, selerów i porów).......... itd
Ale do rzeczy.
Zacznę od wydzierganej jeszcze przed wakacjami czarnej szydełkowej kamizelki. Wykonana jest z podwójnej nici (100 % bawełna + połyskująca nić z Ariadny). W czasie wakacji powstała również beżowa torebka, która jak na razie nie doczekała się podszewki nadającej jej właściwy kształt. Mam nadzieję, że do wiosny zdążę ją podszyć.









Kilka lat temu wydziergałam sobie taki oto biały sweterek. Cenię go za to, że jest w moim ulubionym białym kolorze, pasuje prawie do wszystkiego, a przede wszystkim nie powyciągał się, ani nie skurczył, ani nie zmechacił pomimo wielokrotnego prania. Wykonany jest z cienkiej anilany w połączeniu z jeszcze cieńszą "Kalinką".







I jeszcze ażurowy "wiekowy" (czyt. pełnoletni) sweterek wykonany ze 100% bawełny (zerówki) w kolorze starego złota. Najczęściej zestawiam go z dżinsem, bielą lub komponuje z innymi barwami jesieni.









A tak wygląda mój mały skalniak (troszkę zaniedbany) z ostatnimi kwiatami w sezonie, uchwycone przez moją córcię.





sobota, 16 sierpnia 2014

Letnie bluzeczki i nie tylko

Witam wszystkich serdecznie
Ostatnio trochę zagoniona jestem. Kiszenie ogórków, produkowanie wszelkich powideł, dżemów, soków (oczywiście z własnych warzyw i owoców) itd... zupełnie wybiło mnie z systematycznego dziergania . No i z tytułu wcześniejszych upałów troszkę też poleniuchowałam.  Ale w tak zwanym międzyczasie powstały dwie bluzeczki, obrabiany szydełkiem żółty komplecik (spódnica z falban+ krótka bluzeczka na szelkach), oraz biała w kolorowe kwiaty torba (worek).
Żółta bluzeczka (kamizelka) powstała z chęci wypróbowania nowego (jak dla mnie) wzoru z gazety "Mała Diana" nr 8 2013. Wzór bluzeczki o wdzięcznej nazwie "taniec wachlarzy" wymaga nieco koncentracji zwłaszcza przy łączeniu pasów wachlarzy. Bluzeczkę wykonałam z podwójnej nici (bawełna+połyskująca "ariadna")
Moje wachlarze zatańczyły tak.


A to zdjęcie oryginału z gazetki Mała Diana





 

Uszyłam i obdziergałam sobie szydełkiem taki oto letni komplecik. Wstawki pomiędzy falbanami i pozostałe wykończenia wykonałam częściowo z włóczki tasiemkowej, częściowo z nici i bukli bawełnianej.





Ostatni wyrób jaki zszedł z moich drutów to biała, luźna bluzeczka wydziergana potrójną nicią (dwie nici bawełniane i jedna połyskująca "ariadny".) Dziergana jak widać i wzdłuż i w poprzek. Dolną część wykonałam na okrągło i bezszwowo z nieco dłuższym tyłem  Do bluzeczki wykonałam kilka szydełkowych kolorowych kwiatów z lureksowej połyskliwej włóczki. Na razie są lekko przymocowane nitką, ale docelowo mają być przypinane i odpinane w sposób niepozostawiający śladu na bluzce. Podobne kwiaty, tylko trochę mniejsze zdobią torbę (worek), wykonany z białej bawełny prostym szydełkowym wzorem.











Wszystkim życzę udanego wypoczynku i słonecznej niedzieli, a ja lecę przecierać pomidory oczywiście na przecier pomidorowy.
Pozdrawiam











  

czwartek, 10 lipca 2014

Wreszcie prawdziwe lato

Oto bluzeczka wydziergana z kolorowych szydełkowych kwadratów.
Miała być skończona na te wakacje, no i jest. Wykonałam ją z podwójnej nitki: jedna to 100% bawełniany kordonek MAXI, a druga to Ariadna- duże szpule poliestrowych nici z połyskiem "koral".
Jak widać można ją nosić nie tylko latem.









Druga bluzeczka to niemal "wykopalisko archeologiczne" pochodzące z mojego przepastnego strychu.
To jedna z pierwszych i chyba najstarsza dzianina wykonana przeze mnie jaka ocalała.
Wydziergałam ją w 1984 roku przed wakacjami z włóczki zwanej "zerówką" (to była taka sznurkowata 100 % bawełna). I tegoż samego roku pojechała razem ze mną na obóz nad morze; niektóre koleżanki mi jej troszkę zazdrościły;- takie były czasy. Może nie jest zbyt ładna ( pochodzi z czasów nauki dziergania) ale za to wiążą się z nią bardzo miłe wspomnienia z młodości.
UWAGA! "Eksponat" w przeszłości był mocno eksploatowany. Innymi słowy - bluzeczka po przejściach.








W krótkim międzyczasie wydziergałam jeszcze szydłem nr.10 z bawełnianej beżowej Zpagetti pojemnik/koszyczek, który można wykorzystać do bardzo różnych rzeczy. Ja w nim trzymam zaczętą robótkę. Koszyczek ma wymiary: 28 cm średnica , 21 cm wysokość.





Z innych wydarzeń to:
1) Wycieczka, a raczej zaproszenie do Wrocławia. Duszpasterstwo "Maciejówka" do którego należą studenci z różnych uczelni Wrocławia (w tym mój syn) każdego roku w czerwcu zaprasza rodziców na spotkanie, które zaczyna się Mszą .Św. Potem spotkanie zapoznawcze oraz część artystyczna w wykonaniu studentów (dużo muzyki i śpiewu), obiad przygotowany również przez studentów dla rodziców i wiele innych atrakcji. To był wyjątkowo miło spędzony czas z bardzo sympatycznymi ludźmi.
I trochę pozwiedzaliśmy to piękne miasto.

     
-Muzeum Narodowe; obejrzeliśmy dwie wystawy: sztuka Śląska XIV .w i malarstwo Polskie do XIX w.

   
      - Fragment " Maciejówki"
   
- Panorama Wrocławia z wieży kościoła Garnizonowego; na którą to wieżę wdrapaliśmy się krętymi schodami.
     
        - Fontanna na rynku
       
-Słynny most zakochanych cały obwieszony kłódkami
     


2) W czerwcu zaliczyłam też wesele w rodzinie. Suto zastawiony stół, głośna orkiestra itd...
Po weselu nad ranem wracaliśmy z mężem pieszo jakieś 5 km. To był prawdziwie romantyczny spacer na boso (buty mnie otarły, bo nowe były) o 4-tej rano; niesamowity klimat, kiedy miasto jeszcze śpi i ta cisza słychać tylko świergot budzących się ptaków. Niesamowite.......
Całe szczęście, że nie mam jeszcze zdjęć, bo ten post końca by chyba nie miał.

3) Rowerowa rodzinna pielgrzymka do Sanktuarium Maryjnego w Tuchowie w ostatnią sobotę (czyt. 5 lipca 2014 r)
Najważniejsze, że pogoda się udała: nie padało i nie grzało za bardzo - idealnie.
Trochę się obawiałam tej 100 km wycieczki po pagórkach (znaczy, że nie podołam), ale wszystko dobrze się skończyło. Tylko po 8 godzinach w "siodle" niektóre części ciała są nieco obolałe ...haha....

       --początek wycieczki


         --rodzinka w komplecie


       --w dole widać Sanktuarium w Tuchowie

   
 --zdjęcie dla spostrzegawczych;- a w tle Tatry

   
  --szczyt na wprost to Liwocz;- tam też kiedyś byłam na rowerowej wycieczce

     
 --zerwany łańcuch; ale męska część ekipy i z tym sobie poradziła.