czwartek, 10 lipca 2014

Wreszcie prawdziwe lato

Oto bluzeczka wydziergana z kolorowych szydełkowych kwadratów.
Miała być skończona na te wakacje, no i jest. Wykonałam ją z podwójnej nitki: jedna to 100% bawełniany kordonek MAXI, a druga to Ariadna- duże szpule poliestrowych nici z połyskiem "koral".
Jak widać można ją nosić nie tylko latem.









Druga bluzeczka to niemal "wykopalisko archeologiczne" pochodzące z mojego przepastnego strychu.
To jedna z pierwszych i chyba najstarsza dzianina wykonana przeze mnie jaka ocalała.
Wydziergałam ją w 1984 roku przed wakacjami z włóczki zwanej "zerówką" (to była taka sznurkowata 100 % bawełna). I tegoż samego roku pojechała razem ze mną na obóz nad morze; niektóre koleżanki mi jej troszkę zazdrościły;- takie były czasy. Może nie jest zbyt ładna ( pochodzi z czasów nauki dziergania) ale za to wiążą się z nią bardzo miłe wspomnienia z młodości.
UWAGA! "Eksponat" w przeszłości był mocno eksploatowany. Innymi słowy - bluzeczka po przejściach.








W krótkim międzyczasie wydziergałam jeszcze szydłem nr.10 z bawełnianej beżowej Zpagetti pojemnik/koszyczek, który można wykorzystać do bardzo różnych rzeczy. Ja w nim trzymam zaczętą robótkę. Koszyczek ma wymiary: 28 cm średnica , 21 cm wysokość.





Z innych wydarzeń to:
1) Wycieczka, a raczej zaproszenie do Wrocławia. Duszpasterstwo "Maciejówka" do którego należą studenci z różnych uczelni Wrocławia (w tym mój syn) każdego roku w czerwcu zaprasza rodziców na spotkanie, które zaczyna się Mszą .Św. Potem spotkanie zapoznawcze oraz część artystyczna w wykonaniu studentów (dużo muzyki i śpiewu), obiad przygotowany również przez studentów dla rodziców i wiele innych atrakcji. To był wyjątkowo miło spędzony czas z bardzo sympatycznymi ludźmi.
I trochę pozwiedzaliśmy to piękne miasto.

     
-Muzeum Narodowe; obejrzeliśmy dwie wystawy: sztuka Śląska XIV .w i malarstwo Polskie do XIX w.

   
      - Fragment " Maciejówki"
   
- Panorama Wrocławia z wieży kościoła Garnizonowego; na którą to wieżę wdrapaliśmy się krętymi schodami.
     
        - Fontanna na rynku
       
-Słynny most zakochanych cały obwieszony kłódkami
     


2) W czerwcu zaliczyłam też wesele w rodzinie. Suto zastawiony stół, głośna orkiestra itd...
Po weselu nad ranem wracaliśmy z mężem pieszo jakieś 5 km. To był prawdziwie romantyczny spacer na boso (buty mnie otarły, bo nowe były) o 4-tej rano; niesamowity klimat, kiedy miasto jeszcze śpi i ta cisza słychać tylko świergot budzących się ptaków. Niesamowite.......
Całe szczęście, że nie mam jeszcze zdjęć, bo ten post końca by chyba nie miał.

3) Rowerowa rodzinna pielgrzymka do Sanktuarium Maryjnego w Tuchowie w ostatnią sobotę (czyt. 5 lipca 2014 r)
Najważniejsze, że pogoda się udała: nie padało i nie grzało za bardzo - idealnie.
Trochę się obawiałam tej 100 km wycieczki po pagórkach (znaczy, że nie podołam), ale wszystko dobrze się skończyło. Tylko po 8 godzinach w "siodle" niektóre części ciała są nieco obolałe ...haha....

       --początek wycieczki


         --rodzinka w komplecie


       --w dole widać Sanktuarium w Tuchowie

   
 --zdjęcie dla spostrzegawczych;- a w tle Tatry

   
  --szczyt na wprost to Liwocz;- tam też kiedyś byłam na rowerowej wycieczce

     
 --zerwany łańcuch; ale męska część ekipy i z tym sobie poradziła.